Trudny czas i wiara w chudsze jutro

Kochane motylki {{i}}
te wakacje bardzo szybko mi mijają, nawet nie miałam czasu porządnie usiąść i napisać tutaj posta. Dieta, a bardziej brak jej doprowadził do wagi 85 kg. Jestem na siebie niesamowicie wkurwiona, co chwilę mam jakieś eventy, imprezy czy spotkania. Cieszę się, bo przez okres pandemii miałam ogromnego mental break i czułam, że się rozsypuje. Teraz czuję, że żyję. Jestem niepoprawną realistko-optymistką z niekończącym się pokładem chęci spotykania się z ludźmi. Taka natura ekstrawertyka 😊 choć też lubię być w samotności. Po co to piszę? Bo co za tym idzie- jedzenie. Jest mi wstyd, że nie umiem odmówić jedzenia. Wynika to z tego, że wiem jak nie zjem, czy odmówię to będą się martwić o mnie, czy wszystko dobrze. A ja nie chcę by ktoś się zamartwiał o mnie. Część znajomych wie o mojej przeszłości z ED. Nie pomaga mi to niestety, a nie chcę by zaczęli się orientować. Moja dieta w ostatnich dniach wynosi ok 700 kcal. Za dużo, o wiele za dużo...



Jest 15 czerwca a ja jestem w ciemnej dolinie z figurą. "Widzę" zmiany, a bardziej wszyscy w około, tylko ja nie. Dalej wydaje mi się, że stoję w miejscu, moja figura pomimo ćwiczeń nie zmienia się. Załamuje się. Sporo ćwiczę i niestety, bądź stety, muszę jeść. Smutne jest to, że nie osiągnę swojego celu w te wakacje (- 10 kg do koca lipca). Trudno, mam jeszcze dużo czasu by chudnąć na wadze. Pomyślałam, że teraz postawię na "rzeźbę". Dużo trenując czuję się bardzo dobrze, wręcz rewelacyjnie. Tylko, że dieta idzie się walić, bo fizycznie nie jestem w stanie jeść tak mało a tyle ćwiczyć. Następnym powodem są wszystkie "imprezy" jakie mnie czekają średnio co 2 tyg. XD 



Na imprezach dieta nie istnieje dla mnie, jedzenie nie za bardzo ale słabość mam do alkoholu. Alkoholikiem nie jestem, spokojnie xd lecz jak ktoś poleje, czy piwo postawi, to nie odmówię. Cyk i kaloryka mi wzrasta. Czekają mnie jeszcze 2 wesela to już w ogóle, jedno jest w tą sobotę, a w niedziele poprawiny. No świetnie, nie ma opcji bym nie miała napadu, to niemożliwe. Muszę podwyższyć kcal w diecie przez te dni, do piątku, boje się że rzucę się na jedzenie. Postaram się to wytańczyć, ale nie mam pojęcia ile rzeczywiście zjadłam i ile spalę. Nie chce sobie też psuć humoru, jest to radosne wydarzenie, a obsesja liczenia kcal mnie "zje". Postawię na dobrą zabawę, zapominając o wadze, jeśli w ogóle się da. Też nie chce przesadzać z ćwiczeniami. Jeśli organizm mi siądzie, to już po moim odchudzaniu, a nie chcę się wyniszczyć, tylko chcę być chuda jak motylek {{i}}, i zdrowa!




Joga była G E N I A L N Y M  pomysłem! Super mi się ćwiczy, rozciągam ciało, mniej mnie mięśnie bolą, same plusy. Polecam każdemu :)) 

Jak planuję dietę, to zawsze co się musi spierdolić, nie ma innej opcji. Ehh a dobrze mi szło, aż zaczęłam być dumna, i wierzyć w to, że staję się prawdziwym motylkiem. Ale nie, życie weryfikuje. Cóż, wstaje i nie poddaje się. Mam jedno życie i chcę się dobrze bawić, czuć się dobrze w swoim ciele i być po prostu szczęśliwa. A wiem, że Ana mi to da, wierzę w to mocno. 

Nie chciałabym się karać za jedzenie na weselu, choć z drugiej strony panicznie się boje, że waga wskaże więcej niż te 85 kg. Zwłaszcza, że do końca czerwca miała się pojawić 7 z przodu. I pojawi się. Musi. Nie daruję sobie jak się nie pojawi.
 
                                                                 ahh idealny! <3

Bilans 15/06/2021:
- owsianka z malinami i biała czekoladą - 245 kcal
- 3 cukierki michałki - 100 kcal
+/- 100 g warzyw na patelnie z Biedry (grecka) 54 kcal
- 1 lód Grand czekoladowy - 321 kcal

SUMA:720 kcal

Żałuję, że tyle zjadłam... dzisiaj już do ust nic nie wezmę, zrobię porządny trening. Nie pomaga mi też to, ze w przyszłym tygodniu rodzice mają rocznicę ślubu, i zamówili truflowy tort z malinami. Ahh a ja mam taką słabość.. nie wiem czy dam radę się oprzeć, i nie chcę akcji odwalić, tak jak przy urodzinach. Nie chcę by im było smutno w takim dniu. Panicznie się boję, że to będzie katastrofa. Chyba mi nie pozostaje nic innego jak zasięgnięcie się do porad Mii, będę musiała wymiotować i przeczyszczać się. Niestety. I nie za dużo, bo się uzależnie. Powiem wam szczerze, że czuję jakby cały świat był przeciwko mnie. "Przesadzasz, dobrze wyglądasz", "Tyle osiągnęłaś, po co ci więcej" itp. a ja chce być chodzącą perfekcją. By każdy się za mną oglądał, i inspirował. Chcę tego, pragnę być idealna dla siebie. A czuję, że tracę kontrolę nie przez moje grzechy przeciw Anie, lecz przez to, że musze to ukrywać non stop. Najgorszą rzeczą jest brak kontroli i wpływu na pewne rzeczy. Okłamuję cały świat, wszystkich bez wyjątku, nawet siebie. Dla perfekcji. Jest to warte wszystkiego i nie żałuję tej drogi. Tylko boli fakt, że na wiele rzeczy nie mam wpływu, i musze sprzeciwiać się swoim ideałom- Anie, bym mogła iść dalej tą drogą- drogą moich marzeń. Droga wydłuża mi się, i widzę że nigdy nie będę idealna. Zawsze będzie mi brakować- jak nie waga, to wygląd, praca itp. Zawsze.



Godzina roweru i godzina różnych ćwiczeń- nogi, brzuch pośladki, ogółem wszystko powinno mi trochę pomóc przetrawić fakt zjedzenia ponad 700 kcal. Z drugiej strony czuję pewnego rodzaju ulgę, że zjadam to przy kimś, i widzę że się nie martwią już, albo mniej.



Martwi mnie to, że śpię np. 8- 8,5 h dziennie a nie wysypiam się. Czuję lekki niepokój, strach podczas snu. Nie wypoczywam wtedy, a powinnam. Cienie pod oczami mam ogromne, fatalnie to wygląda. Pojawił mi się "stresowy brzuch" i staram się to zniwelować, i nic. Dosłownie piszę o tym, i płaczę. Nie wiem czemu się stresuje, choć nie czuję tego, że się stresuje. A po brzuchu widać to. Żebra zaczynają mi wychodzić, brzuch powoli staje się wklęsły, ale na dole ta oponka doprowadza mnie wręcz do rozpaczy. Tak mniej więcej wygląda taki brzuch:



Ćwiczę i nie znika mi to, sam fakt tego że mam powoduje, że się... stresuje. Niestety, tyle robię, poświęcam większość dnia na ćwiczenia i nic. Próbuję uzupełniać witaminy, od zawsze mi ich brakuje. No i ten sen, to moja największa zmora. Bezsenność przed maturą powoli mnie zabijała, teraz śpię ale co z tego, jak wstaję zmęczona. Byłam u lekarza z tym, dał mi leki, tylko że to długotrwała terapia. A ja psychicznie się źle z tym czuję, a nie powinnam, bo nie mam wpływu na to, tak samo jak na insulinooporność, która też daje w kość, niestety. Najchętniej to chciałabym się wyspać, po prostu zwyczajnie wyspać. Energii mi nie brakuje. Na twarzy widać efekty niewysypania się, nie mam pomysłu już co robić by się wysypiać. Lekarz przepisał mi leki, radzi mi bym je brała przed ważnymi egzaminami czy coś w tym stylu, bo działają, ale są bardzo silne. Dobrze, że joga mnie uspokaja, przynajmniej tyle. Motylki, dbajcie o zdrowie, bez tego dieta nie ma sensu. Powoli zabijacie siebie, a nie o to chodzi. Równowaga i samodyscyplina, to klucz to sukcesu.

Szukam cię – a gdy cię widzę,
udaję, że cię nie widzę.
Kocham cię – a gdy cię spotkam,
udaję, że cię nie kocham.
Zginę przez ciebie – nim zginę,
krzyknę, że ginę przypadkiem…

Mała dawka thinspiracji 💙












                     " NOTHING TASTES AS GOOD AS SKINNY FEELS" {{i}}   

Trzymajcie się chudziutko,
wasza Lea {{i}}

Komentarze

  1. Jejku nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak stresowy brzuszek. Najgorsze jest to, że mi taki wyrósł i nie mogę się go pozbyć haha.
    10 kg do końca lipca będzie ciężkie, raczej nierealny cel. 10 kg to 70000kcal deficytu. Przez 45 dni niby powinno się zjeść 90000kcal. 90tys-70tys daje 20tys kcal na 45 dni czyli 444 kcal na dzień. Przez 45 dni byłoby to na pewno ciężkie do zrealizowania zwłaszcza, że (tak jak ja:)) lubisz imprezować.
    Trzymaj się kochana i nie poddawaj się, może trochę dłużej ci to zajmie ale efekty będą na dłużej ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Stresowy brzuszek- najgorsze cholerstwo tego świata, przy tym klasyczna oponka to nic. ale dostałaś leki specjalnie pod ten typ bruzcha czy to ze względu na insulinoodporność? Bo nie mam ins. Więc to w sumie też wina tego, tak?
    W ogóle to uważaj na siebie z takimi bilansami przy takiej chorobie kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej, leki dostałam na insulinooporność, a z brzuchem się zmagam od kilku lat. Nie wiem czy to ma jakikolwiek wpływ na wygląd brzucha, a lekarka nie widzi w nim nic złego :// myślę, że nie mają leki związku z brzuchem, tylko stres ;(

      Usuń
  3. Też nie zdawałam sobie sprawy ze takie coś istnieje;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ach ten brzuch, wcale to nie jest takie proste, żeby wyglądał tak, jakbyśmy chciały... A co do bilansu - nie wiem czy lubisz lody owocowe, ale jest taki mega pyszny lód arbuzowy w kształcie trójkątnego kawałku arbuza i ma tylko 60 kcal, fajny zamiennik lodów <3 w biedrze też można dostać ;d można zjeść loda i nie powiększać za bardzo bilansów :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz