Nowy styl, thinspo

 Hejka kochane motylki {{i}}

czuje się dobrze, zwiększyłam swoje limity do 900 kcal. Waga dzisiaj wskazała 88, 40 kg. Jako takiej diety nie miałam, choć próbowałam. Ten miesiąc jest dla mnie pod wieloma względami szczególny- wyprowadzka z toksycznego domu, studia w zupełnie nowym i nieznanym mieście, nowe znajomości, budowanie relacji "w realu" z chłopakiem czy poznawanie nowych ludzi. Nie chudnę, ale waga też nie rośnie. Miałam ostatnio przepotężnego lenia w ćwiczeniach. Za dużo sobie nakładałam, zwłaszcza że dopóki jestem tutaj, to nie mam kontroli nad moim życiem, cały czas jestem na zawołanie. Chciałabym wyrobić sobie codzienny nawyk wykonywania ćwiczeń- 15 min brzuch, nogi i pośladki. To tylko 45 min dziennie, a efekty będą kolosalne, nie przeciążając organizmu. Odpuszczę sobie na razie cardio na dworze, bo nie znam miasta. 

Pociesza mnie to, że dużo wykonywałam czynności w domu- sprzątanie czy praca w ogrodzie, więc całkowitego lenistwa nie było. Pomyślałam, czyby nie rozpocząć co jakiś czas dodawać zdjęć moich posiłków, co wy na to? Taki a'la foodbook 🍑

Czuję przygnębienie, z jednej strony jestem szczęśliwa, że wyjeżdżam z toksycznego domu, którego nienawidziłam. Ale jednak... to moi rodzice, było wiele trudnych, gorszych chwil ale też dobre były. Chyba dopada mnie syndrom sztokholmski, im bliżej dnia wyprowadzki, tym bardziej nie chcę, choć wiem, że ona mnie wykończyła psychicznie do reszty, podobnie jak ojciec, nie reagując na to. Odzyskam kontrolę nad swoim życiem, mogę robić cokolwiek chcę. To, o czym marzyłam przez lata, samodzielność i życie na swoich zasadach. Nie mam na myśli baletów do raną, bądź innych podobnych rzeczy. Tylko, gotowanie to na co mam ochotę, puszczanie cicho muzyki, jaka mi się podoba (przeważnie klasyczna, to dostaje niezłe ochrzany), czy planowanie nauki/daily routines. Po prostu życie, nie wegetacja. Brak strachu, czy podporządkowania, lecenia i robienia rozkazów, "próśb" od razu, bo jeśli nie to poniżanie, wyzywanie. A jednak mam mieszane uczucia. 

Konkretnej diety jako tako nie mam, bo musze jeszcze przez te 3 tygodnie udawać, że "normalnie jem". Nie chcę się z nią, czy nim kłócić, że znów się głodzę, czy coś w tym stylu. Wtedy nie dadzą mi życia, pisząc czy dzwoniąc z rozkazem wysyłania mi zdjęć jedzenia, albo nie daj Panie jeść na kamerkach. A są do tego zdolni, uwierzcie mi na słowo. "Życie" jak skowronek w klatce, wszystko mam, a tak naprawdę nic. Zabrane bezpowrotnie lata, spędzone na kontroli, strachu przed nią. 

Przed wyjazdem pójdę jeszcze do lekarki. Zobaczymy czy zmieni mi dawkę przyjmowania leku, czy nie. Obawiam się, że zmniejszyło się działanie, jego efektywność. Dobrze mi to zrobi, choć czuję mały niepokój w sercu. Nie myślę o tym, zapomnieć chce. Co będzie, to będzie, i tyle. Bez żadnej dramy.

Przynajmniej ostatnimi czasy spędziłam wieczory, tak jak chciałam. Miałam szczęście być na koncercie fortepianowym wspaniałych dwojga pianistów. Piękny czas, minęły 3 dni, a dalej w głowie mam tą atmosferę i utwory. Brakowało mi tego podczas pandemii, Tej realności, emocji i naturalnych zachowań. Na dodatek odkryłam, że jeden z nich prowadzi analizy polskich (kompozytorów) utworów, gdzie interpretuje, i tłumaczy. Jestem mega zadowolona, i przez następne miesiące mam co do nadrobienia (trwają przeważnie godzinkę, 1.5h), bo regularnie, co weekend pojawiają się nowe interpretacje od stycznia tego roku 🎼. 

Powoli wkraczam w moje wymarzone życie, takie jakie chciałam. Może nie bogate, ale na swoich zasadach. Gdzie nikt nie krzyczy, poniża mnie czy wyzywa. Zdrowie mi się polepszyło, dzięki wam. Jem mniej niż normalny człowiek, ale nie wyniszczam organizmu. Dzisiaj wyszło mi niecałe 900 kcal. Niby dużo, ale nie do końca. Poćwiczę dzisiaj 10 min abs i 10 min nogi. Chcę tchnąć życie w moje "życie" (a bardziej wegetacja). Starać się zapomnieć o tym, że jestem kontrolowana na każdym kroku, nawet gdy idę do ogrodu bądź z psem. Niby dla mojego bezpieczeństwa, doceniam to, lecz tak jak wspomniałam, czuje się jak skowronek w klatce. Odebrane życie, uzależnione od kogoś innego. Przez to nie miałam ani sił, ani ochoty na spacery, filmy czy ćwiczenia. Na nic. Zauważyłam, że mam talent to gotowania, możliwe że pieczenia. Lecz ukryte. Bo nic nie umiem, przesolę, czy zmarnuje produkty. Jak zawsze. Cały czas robić, tak jak ona chce, bo ona wie lepiej ode mnie. Co ja mogę wiedzieć? Przecież tylko 19 lat mam, nie umiem gotować , prać, prasować czy plewić w ogrodzie. Zawsze źle, nie tak jak ma być, nie tak jak ona to robi. Chyba już widać, gdzie jest problem...

Widzę, patrząc się wstecz jak ona skrupulatnie wysysała ze mnie życie, dodając je sobie. Ja zostałam w ciemności, z boku, a ona triumfuje teraz. Do tego co chwilowe sugerowanie, że jak schudnę więcej, to nie da mi pieniędzy na nowe ubrania. Tylko czy ja chciałam zmieniać szafę? Nie. Nie widzę tutaj potrzeby, a jeśli schudnę to będę nosić takie duże, do tego jakieś paski czy dodatki, gdzie będzie widać piękną przemianę. Ale nie o to chodzi, czuje że traci nade mną kontrolę, i wścieka się, że nie będzie już "dziecka - niewolnika", czy "dziecka w złotej klatce". I to ją boli, do szału doprowadza, a mnie powoli podbuduje. 

Dzisiaj post refleksyjny, blog nie tylko jest po to, by pokazywać moją walkę o idealność. Zauważyłam, że moje posty cyklicznie się powtarzają, i możecie pomyśleć, że łatwo się poddaje, bądź cokolwiek innego. Uchyliłam wam rąbek mojej codziennej egzystencji, nieprzerwanie od 10-11 lat tak jest, gdy zaczęłam być świadoma, że to wcale nie chodzi o moje dobro. Uczę się z tym żyć, choć nie powinnam. Bo to nie jest życie, tylko wegetacja. Nie chcę się tak przyzwyczajać do tego, pragnę pokazać swoją PRAWDZIWA stronę, nie ta znerwicowaną, depresyjną czy agresywną. Bo taka nie jestem.

Tylko 3 tygodnie zostało, naprawdę niewiele. Nie będę robić akcji z jedzeniem, czy katowania się ćwiczeniami. To czas na poczucie, że żyję i mogę być inna. Taka jaka chce, taka jaka w duszy jestem. Dobra, delikatna i po uszy zakochana w cutie contentach, classical vibe, cottagecore girl czy mori kei (coś w stylu dark adacemy 💖), a nie ta zła, znerwicowana. 

Pokaże dzisiaj wam kilka pięknych stylizacji w moich vibe oraz thinspiracje! 















Pięknie wyglądają... takie chudziutkie i filigranowe! Uwielbiam taki styl, prosty a wdzięczny. Pochwalcie się swoimi stylami, jakimi się inspirujecie 💞

Trzymajcie się chudziutko! Jak wasze bilanse?

Postaram się poniżej 1000 kcal wytrzymać przez te tygodnie, bez napadów.

Komentarze

  1. ooo taak, zdjęcia jedzenia jak dla mnie zawsze spoko! więc czekam na Twoje posiłki <3 takim ważnym decyzjom czy zmianom typu przeprowadzka (zwłaszcza wyprowadzka od rodziców) zawsze towarzyszą mieszane uczucia, strach pomieszany z radością, ale myślę, że to dobra decyzja i że rozkwitniesz <3 trzymam kciuki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Matka narcyz to ogromne zagrożenie dla psychiki. Moja mnie niszczyła 28 lat, teraz choruję ciężko, a ja nie umiem okazać współczucia i (nienawidzę się za to) czekam aż to się skończy. Musisz kochać siebie i dbać o siebie to może zdołasz jej wybaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam to samo, emocje umarły. Nie wiem czy zdołam, za wiele krzywd mi zrobiła. Może liczyć na wsparcie i szacunek, ale tylko jako do człowieka lecz nie matki. Nie umiem inaczej

      Usuń

Prześlij komentarz