Czy warto?

 Hej kochane, kochani

jestem cały czas. Mam nadzieję, że czujecie się dobrze. Nie miałam za bardzo o czym pisać, mam" nudne" życie dla wielu. Obraca się ono wokół nauki, którą kocham całym sercem, poświęcam się cała. Lubię się uczyć i pragnę, jeśli mi to dane, popularyzować naukę. Zapisałam się na ważny projekt, w którym przebijam mój strach przez oceną innych. I czuję jak moja pewność siebie wzrasta. Nikogo nie interesuje moja waga, czy mam markowe, overpriced ubrania, czy jestem szatynką i co słucham w domu. Wyniosłam z tego najlepszą życiową lekcję. Nikogo nie interesuje moje życie, a jeśli to mają na tyle nudne, że wolą się wpierniczać w nie swoje sprawy.

It changed my mind. I to mocno, na lepsze. Nie głodzę się. Nie mam sił, chęci by przechodzić ponownie przez to samo. Jestem dorosła, mam wiele obowiązków na głowie, rozwijam się, staram się żyć zdrowo i po prostu nie mam czasu na to, by się głodzić. Nie tędy droga, by schudnąć. Przełamałam ogromny metalowy pręt w głowie- słuchaj naukowców! Wierzę w naukę, jej moc popartą dowodami, to czemu siebie wciąż krzywdzę głodówkami, wyczerpującymi treningami? 

Czy warto jest stracić zdrowie, przyjaciół, a przede wszystkim siebie dla chudości? Wyimaginowanego szczęścia uzależnionego od cyferek na wadze?

Radzę, by każda z nas odpowiedziała sobie szczerze. Serce mówi mi, że NIE. Nie warto tak cierpieć dla nieistniejącego ideału. W świecie perfekcji nie ma miejsca na odmienność, najważniejszy jest efekt. Każdy, każda z nas jest inna, niektórzy chorują, nie którym jest ciężko całkowicie zrezygnować z cukru itp. To, ze komuś idzie "lepiej" od nas nie oznacza, że ja jestem gorsza.  Jestem inna, moje ciało jest inne. KAŻDY MA SWOJĄ INDYWIDUALNĄ HISTORIĘ. BABY NIE PORÓWNUJ SIĘ DO INNYCH. Nie jesteś wszystkimi, nie jesteś zupą pomidorową by każdy cię lubił!

Temuż zacznijmy od pokochania siebie. Wtedy będę niezniszczalna. Nie ważne z jaką wagą, a wiem ze będzie się zmieniać. Nie wiem czy za 10 lat nie będę leżeć chora w szpitalu, czy będę szczęśliwą mamą z bliźniakami w brzuchu. Nie przewidzę życia jak się potoczy. Czemu tak bardzo chciałam uzależniać moje szczęście od zmiennej rzeczy? Która tak naprawdę nie definiuje kim jestem. Waga nie powie o moich naukowych marzeniach, o osobowości, o zdrowiu. Ona tylko wskazuje kg, nic więcej. Po za tym, tłuszcz nie jest przyjacielem, ani wrogiem. Po to jest, by chronić organy! Więc czemu chciałam się doprowadzić do stanu walki o przetrwanie? Cieszę się, że nie osiągnęłam celu, najprawdopodobniej bym nigdy nie napisała więcej postów, bo bym zmarła, lub w szpitalu była.

Pragnę szczęścia, tylko tego. Nie dadzą mi cyferki. One pomogą się mi pokochać, ale nie sprawią, że będę kochana przez innych i samą siebie.


                                                               źródło: pinterest.com

Obym miała ten mindset do końca życia, bym znów nie wpadła w błędne koło. To nie oznacza, ze koniec z odchudzaniem, dalej się odchudzam, ale racjonalnie. Na tyle, ile mi mój lifestyle pozwala.

A tak po za tym, rozchorowałam się ;(( czuję się słabo i w sumie to było moim źródłem napisania posta. Chciałam się zmusić do ćwiczeń choć prawię nie mówię przez zainfekowane gardło, tak naprawdę trochę posprzątałam dzisiaj i leże w łóżku, bo nie mam sił. I dobrze, brakowało i bloga ;)

Na dodatek dziś 11 listopada, nie mogę się nazwać typową patriotką, ale kocham to święto. Czuję duży sentyment i przynależność narodową, choć mój mindset odbiega od dzisiejszych standardów. Biorę przykłady z ludzi, którzy od setek lat nie żyją jak T. Kościuszko, F. Chopin, M. Skłodowska-Curie ect. Spędzam ten dzień z muzyką Ogińskiego i wspomnianego Chopina, od kilku dni nawet czasu nie miałam by to zrobić, więc czuję się lepiej, pomimo przeziębienia. Ten dzień muszę poświęcić na chill i kurowanie się. Jutro powrócę do nauki, ćwiczenia odpuszczę, bo obawiam się, że pogorszę.

Trzymajcie się zdrowo <3

Wasza Lea

Komentarze

Prześlij komentarz